wtorek, 9 maja 2017

Zimna Zośka ?


Już po Stanisławie. Zgodnie z rodzinną tradycją ogórki powinny być w ziemi. Nie są. Jest zimno, chwilami popaduje śnieg. W nocy przymrozki do -4. Wszystko skurczone, jakby chciało się zaparpać. Okwitły czereśnie, śliwy, grusze i wiśnie. Nie są zapylone, bo pszczół nie ma. Teraz jabłonie, ale nie wiem, czy nie przemarzły. Sezon rodzi się w bólach. W tym roku pierwszy raz od kilkunastu chyba lat nie wyprodukowałam rozsad. A byłam taka pełna zapału- zakupiłam 9 gatunków pomidorów i już się cieszyłam plonami. Niestety, roślinki po wypuszczeniu przylistków stanęły jak zaklęte. Nie rosną. Nie wiem, gdzie popełniłam błąd. Za zimne noce( są w szklarni) lub zła ziemia rozsadowa. Zwykle sieję w najtańszej, biedronkowej, tym razem kupiam lepszą, firmową. Pokryła się rdzawym grzybem. Kilka nasion pomidorków, które zostały, wysiałam ponownie dopiero w  ostatnim tygodniu kwietnia. Dopiero wschodzą. Zamierzam eksperymentować- wyczytałam gdzieś w starej książce ogrodniczej, że te siane późno szybciej owocują. Przekonamy się. 








środa, 3 maja 2017

Miniony sezon 2016.

1. Projekt ruinka.


Rok poprzedni- rok ciszy na blogu- był rokiem nowych wyzwań i nowych projektów. W lipcu rozpoczęła sie budowa naszej ruiny. Oboje z mężem lubimy posiedzieć przy ognisku, popatrzeć w ogień, upichcić coś dobrego w kociołku, pośpiewać ze znajomymi. Częściej właściwie korzystamy z ogniska niż z altanki z grilem. Niestety, nasz dom położony jest między dwoma wzniesieniami, środkiem biegnie kotlinka, która daje się dość często we znaki. Tą kotliną ciągnie chłód. Często bywa tak, że u sąsiadów na górce zielono- u nas biało. Ten chłód dawał się we znaki szczególnie podczas nocnych posiadówek przy ognisku. Z przodu gorąc- z tyłu ziąb. Od dawna nosiliśmy się z zamiarem postawienia jakiegoś murku, który chroniłby przed zimnem, kumulował ciepło ognia. Pomysł był, ale o materiał z odzysku trudno- bo tylko taki wchodził w grę. Wreszcie się udało i tak oto powstała nasza ruinka.










2. Projekt: mini sadek.

Część naszej posesji to jakieś 50 arów z hakiem dotąd niezagospodarowanych. Kiedyś uprawialiśmy tam ziemniaki z sąsiadem na spółkę, potem była koszona łąka, Miejsce z dość lichą ziemią, gliniastą, mocno zbitą, mocno nasłonecznione w dzień, częściowo we wspomnianej wyżej zimnej kotlinie. Kawałek tego pola udało się zagospodarować nieco wcześniej- mam tam warzywnik, a jakiś czas temu wymyśliłam sobie drzewka prowadzone w szpalerze. Jak zwykle praca spadła na męża- kopał ogromne doły, wymieniał glebę, sadził, przycinał. Tak powstał sadek w miniaturze, z którego doczekaliśmy się pierwszych owoców. Rosną tu drzewka rozpięte po angielsku i drzewka kolumnowe.



 W miejscu, gdzie ziemia była nieco lepsza, powstał jagodnik z malinami, i innymi krzewami owocowymi. To domena mojego męża. Ja tylko podjadam.


3. Projekt: kwietna łąka.
Pozostałą część postanowiliśmy zagospodarować kwietną łąką. Chodzi głównie o pszczoły i bioróżnorodność. Trochę też o wspomnienia z dzieciństwa- dziś trudno już spotkać ukwiecone łąki. Na naszym terenie głównie nawłoć... Niestety nie dysponuję zdjęciami z akcji przed- oranie, bronowanie, sianie- czyli trzeba coś zepsuć, żeby coś stworzyć. Nasiona zakupiliśmy u Łukasza Łuczaja. Niestety, wysialiśmy je za późno chyba, bo najpierw wzeszło morze chwastów. Byłam załamana, bo finanse poszły niemałe, a efekt żaden. Ale jest nadzieja- w tym roku widzę w trawie roślinki łąkowe, które znam... Czekamy więc. Na środku łąki ,, obelisk" :) z czerwonym bukiem w środku. Tam już posiane jednoroczne.


I na koniec muszę dodać kilka zdjęć ubiegłorocznego ogrodu. Żeby być na bieżąco chociażby:)





poniedziałek, 8 lutego 2016

To się leczy, mamo...

Od kilku dni siedzę z nosem w monitorze. Namiętnie oglądam stare odcinki Mai w ogrodzie,  czytam ogrodowe blogi i przeglądam oferty sklepów ogrodniczych. Nie mogę już wysiedzieć, ciągnie mnie do ziemi. Wczoraj oczywiście nie wytrzymałam- mimo fatalnej pogody wyszłam uporządkować kompost. Tydzień temu zrobiłam też pierwsze wysiewy- szałwię muszkatołową i znalezione w tunelu foliowym stare nasionka jeżówki. Już wzeszły! Delikatne roślinki cieszą oko, ale boję się, że wybujają na parapetach. Jutro zorganizuję im coś w tunelu foliowym. Może nie zmarzną.  Chętnie poryłabym już w ziemi, poczuła jej zapach.,, To się leczy, mamo"- powiedziała moja córka ze śmiechem. Nic na to nie poradzę, że zielono mam w głowie.





Tak się składa, że zeszłego lata mój ogród brał udział w konkursie. Nie pisałam o tym, bo w ogóle mało tu pisałam. Wygraliśmy główną nagrodę i honorowy tytuł NAJPIĘKNIEJSZA ZAGRODA POWIATU. Fajnie, jak ktoś doceni wysiłek i nagrodzi miłość do ziemi. To dodaje skrzydeł, chce się więcej i lepiej.



Na ten rok mamy z mężem ambitne plany. Zostało do zagospodarowania jakieś 50 arów pola. Marzy mi się ogromna bylinowa angielska rabata... Pełna pszczół i motyli. I kwietna łąka, z ginącymi już gatunkami. Zobaczymy, co przyniesie nowy sezon. Pozdrawiam zielonogłowych.

piątek, 1 stycznia 2016

Idzie nowe...

  No i przywitaliśmy kolejny rok. Niestety-w domu przed telewizorem. Plany balowe zweryfikowały się dzień przed. No cóż, tak bywa. Nie robię żadnych podsumowań i postanowień. Chyba z tego wyrosłam. Chcę cieszyć się chwilą i tym, co mam- byle zdrowie dopisywało. I tego sobie życzę w nadchodzącym roku.
                         
    Do świąt przygotowywałam się powoli i metodycznie. Nie szalałam z jedzeniem, a i tak dużo zostało. Nie szalałam z dekoracjami, a i tak w każdym kącie było świątecznie.
Dość sporo czasu spędziłam przy maszynie do szycia.
 Najfajniej szyło się uśmiechnięte skrzaty.                                                                                                                                     Dużo rzeczy poszło do galerii, część na rzecz fundacji  ,,Jagoda", z którą współpracuję już jakiś czas.                        
                 






A dziś spadł pierwszy śnieg. W mizernych ilościach, ale zawsze to coś. Ptaki w karmniku buszują bez opamiętania. Puszczą mnie kiedyś z torbami... A mnie już ciągnie do wiosny...

niedziela, 1 listopada 2015

Moja jesień.

Tegoroczna jesień nas rozpieszcza. Słońce, kolory, unoszące się poranne mgły, rozgwieżdżone noce. Jest pięknie i oby jak najdłużej. Ogród usiany kolorowymi liśćmi wciąż cieszy.




 Niestety, po powrocie do pracy czasu mam dla niego coraz mniej. Dopiero teraz posadziłam tulipany i narcyzy. Tydzień temu w ziemi znalazł się czosnek. Mam nadzieję na piękny plon, zwłaszcza, że mój ogród dostał solidną dawkę obornika. Jeszcze jest tyle pracy, a tak prędko robi się ciemno. W planach zagospodarowanie łąki, która od jakiegoś czasu leżała odłogiem. Mąż posadził już rząd malin, jeżyn, świdośliwy i morwy. Od zeszłej jesieni rosną na niej jabłonki prowadzone szpalerem -po angielsku, rozpięte na drutach, a od wiosny drzewka kolumnowe. Problemem są jednak sarny, które regularnie niweczą naszą pracę. Trzeba pomyśleć o ogrodzeniu lub o jakimś innym rozwiązaniu, bo łąka parędziesiąt arów ma.  Na wiosnę w planach jest posadzenie krzaków borówki amerykańskiej, bo te 17 ;) krzaczków, które już są, ledwo na potrzeby rodziny wystarczają. Powoli wszystko zagospodarujemy. Oby starczyło sił i zapału.


niedziela, 20 września 2015

Moje plony.

Po upalnym i pracowitym lecie nastał nareszcie czas zbiorów. Susza dała się we znaki zwłaszcza właścicielce ogrodu- brak wody odkupiłam zapaleniem więzadeł i ścięgien  nadgarstka. Dźwiganie konewek zrobiło swoje, a i powrót po długiej przerwie do pracy( komputer+ myszka) dołożyło.
Lato było wybitnie warzywno- owocowe. Pomidory rosły jak szalone,ogórki też, udała się cebula, która lubi słońce. Wszystko już w koszach i słoikach. Czeka na zimę, a coś mi mówi, że tegoroczna zima będzie jak lato- popisowa:)
Bardzo lubię te proste zajęcia domowe- sadzenie, zbieranie, pakowanie w słoje. Lubię swoją pełną piwniczkę, jej ziemny zapach, smaki i kolory lata zamknięte w szkle.
A już niedługo kiszenie kapusty i mgły i długie wieczory i jesienna nostalgia. Czas na wyciszenie...